Daniel Kaczmarek urodził się 2 czerwca 1997 w Lesznie i jest wychowankiem tamtejszej Unii. Jest dwukrotnym złotym medalistą Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów (2016 oraz 2018). W tych samych latach zdobywał złoto i srebro Mistrzostw Europy Juniorów, oraz dwukrotnie złoto Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Również w tych samych latach dwukrotnie startował jako zawodnik z dziką kartą w Grand Prix. Tytułów ma na swoim koncie dużo więcej, wszystkie osiągane były w wieku juniorskim. W swojej karierze jeździł m.in. dla klubów z Leszna, Krakowa, Tarnowa, Gdańska, Ostrowa, Torunia czy Rawicza. Wierzymy, że Łódź zostanie na dłużej miejscem rozwoju jego kariery.
Ta wyliczanka klubów przy twoim nazwisku jest dość długa, choć kariera żużlowa w gronie seniorów dopiero chyba przed tobą? Skąd tyle zmian i brak stabilizacji?
Daniel Kaczmarek – H. Skrzydlewska Orzeł Łódź: A pokaż mi proszę klub w którym chciałem i powinienem pozostać? W Toruniu skończyłem wiek juniora i nie było jeszcze w składach obowiązku kontraktowania żużlowca do 24 lat. Gdyby to wtedy już obowiązywało, na pewno bym został. Tarnów? Dobrze się tam czułem, ale sytuacja finansowa stała się bardzo zła i trzeba było szukać innych rozwiązań. O Ostrowie nie mamy co rozmawiać, Rawicz to jednak druga liga, a chciałem się rozwijać. Wreszcie Gdańsk, rozmowy na temat przedłużenia umowy były prowadzone, ale wtedy zadzwonił Maciek (Jąder – przyp. red.) i spytał czy mam chwilę, aby podjechać z nim do Łodzi do prezesa Witolda Skrzydlewskiego. Po dwóch godzinach wychodziłem z tego spotkania z zamkniętym tematem kontraktu z Orłem. Nie ukrywam, że te dwie osoby miały kolosalne znaczenie dla ustalenia priorytetów w mojej sportowej przyszłości. O prezesie powiem krótko – terminowy, wypłacalny, słowny. Trener to mój dobry duch, a dodatkowo kolega i autorytet do którego mam olbrzymie zaufanie w sprawach żużlowych. Wracając do pytania – zmiany były konieczne, abym mógł się dalej rozwijać. Na szczęście odchodziłem z klubów będących w trudnej sytuacji finansowej, ale jakoś udawało mi się to zrobić, zanim kompletnie traciły płynność finansową. Można powiedzieć, że miałem tutaj sporo szczęścia. Dodatkowo nasz rocznik był jakiś taki pechowy. Żaden z nas nie zrobił wielkiej kariery, a zmiany w regulaminie promujące rozwój talentów i płynne przejście z wieku juniora do seniorów pojawiły się dopiero później.
A ten pechowy rocznik to kto jeszcze?
Oj, trochę nas jest. Zgardziński, Kossakowski, znani w Łodzi Potoniec, Niedźwiedź, Bober. Może gdybym się urodził dwa lata później to teraz bym był w całkiem innym miejscu kariery. Ale z drugiej strony – nie ma co gdybać. Jest jak jest.
Tęsknisz do tych pięknych czasów w młodości gdy zdobywałeś kolejne medale i wygrywałeś wszystko w swojej kategorii wiekowej?
Na pewno są powody do dumy, ale ja patrzę przed siebie. Na to, co jeszcze mogę zrobić i osiągnąć. Możemy sobie pogadać i powspominać, ale liczy się tu i teraz.
Poczekaj, poczekaj. Teraz ja chwilę powspominam. Byłem w 2015 roku na takim meczu ligowym w Krakowie, gdzie Orzeł przegrał z Wandą Kraków 39:51. Taki młokos o nazwisku Kaczmarek zdobył wtedy 15 punktów i objeżdżał koncertowo nasze asy – Jakuba Jamroga czy Rohana Tungate’a. Bardzo cię wtedy nie lubiłem…
To był naprawdę super mecz w moim wykonaniu (śmiech – dop. red.). Pamiętam go dobrze, bo wyprzedziliśmy wtedy drużynę z Łodzi w tabeli. Obiecuję poprawę.
Ok, już o tym zapominam. Kibice Orła też na pewno ci wybaczą, bo potrafisz zadbać o dobry kontakt z fanami czarnego sportu.
To jest element zawodu który wykonujemy. Staram się zawsze znaleźć chwilę, aby podejść po meczu do trybun, przygotowuję przed sezonem jakieś zdjęcia do rozdawania i inne gadżety. To jest wspólny interes polegający na promocji naszego sportu. Dlaczego bym miał tego nie robić? To część mojej pracy i sprawia mi to frajdę. Wsparcie fanów drużyny jest niezwykle ważne i mocno na to liczę w Łodzi.
To jak widzę znakomicie uzupełniacie się z Oskarem Polisem. Jak dobre małżeństwo dobrane na zasadzie przeciwieństw. Ty chyba jesteś oazą spokoju, panujesz nad nerwami i pewnie jeszcze nie dostałeś czerwonej kartki?
Zdarza mi się czasem powiedzieć coś ostro w parku maszyn, ale są to sporadyczne przypadki. Żółtą już otrzymałem, ale czerwonej rzeczywiście jeszcze nie. Lubię Oskara. Jeździliśmy przeciwko sobie np. w Niemczech i choć walka była ostra, to wszystko odbywało się fair. To jest taki sport. W życiu też ciężko mnie wyprowadzić z równowagi.
To pewnie dlatego nie zrobiłeś kariery w MMA. Masz na koncie jedną przegraną walkę podczas Igrzysk Rozkminiaczy (!!!) w 2021 roku. Wbrew dość zabawnej nazwie to były podobno całkiem poważne zawody.
Jakoś nie widzę w nazwie nic śmiesznego. Jednym z elementów naszego żużlowego treningu są ćwiczenia ze sportów walki. Z instruktorami kick boxingu doskonale współpracują Dudek, Janowski, Hampel. Ja też miałem taką okazję i postanowiłem się sprawdzić. Dopiero po walce szczegółowe badania pokazały, że mam uszkodzony nadgarstek i powinienem sobie z tym szybko dać spokój. W ten sposób pierwsza walka stała się jednocześnie ostatnią. Chodziło o zdrowie, a nie mój spokojny charakter.
Nie mogę sobie odmówić – od początku twojej kariery miałeś opinię znakomitego „startowca”, zatem tor w Łodzi masz już dobrze „rozkminiony”?
Odkąd powstał nowy tor w Łodzi to myślałem żeby tutaj jeździć. Wbrew temu co mówisz, tutaj trzeba mieć szybki motocykl, bo jest dużo możliwości walki na dystansie. To nie jest Gdańsk, gdzie po wygraniu startu dajesz dwie „szpryce” rywalowi i jest pozamiatane. Mogę zdradzić, że były nawet wcześniej rozmowy na temat mojego ewentualnego przejścia do Orła. Nie zagłębiamy się w ich szczegóły. Rzeczywiście start był od początku kariery moją mocną stroną, ale w ostatnim okresie znacznie poprawiłem jazdę na dystansie. Bardzo mi w tym pomógł dwa lata temu Maciej Jąder…
Trener Orła w 2021 roku pokazał ci jak walczyć na dystansie???
Kompletnie nie w tym rzecz. Kiedy Maciek jeździł ze mną na mecze, wyniki były zdecydowanie lepsze. Świadczą o tym dobitnie statystyki. Do tego zwrócił moją uwagę na parę rzeczy podczas jazdy i to miało duży wpływ na progres w tej dziedzinie. Nie będę zdradzał o co dokładnie chodzi. Dlatego też mam do niego olbrzymie zaufanie, nie tylko pod względem przygotowania sprzętu. Po rozmowach kontraktowych wiedziałem jaką kwotę mogę zainwestować w sprzęt, zrobiliśmy razem listę potrzebnych rzeczy i zatrudniłem nowego mechanika.
A ile tej kasy masz do dyspozycji?
Wróg nie śpi (śmiech – dop. red.). Tego nie mogę zdradzić. Ale jak bym miał oszczędzać na sprzęcie, to bym sobie dał spokój z żużlem. To jest taki sport, że jak nie zainwestujesz to koniec. O odłożeniu kasy na „czarną godzinę” może pomyślę pod koniec sezonu. Teraz na pewno nie czas na takie oszczędności.
Podczas wizyty na szkoleniu trenerów w Łodzi opiekun naszej reprezentacji Rafał Dobrucki zwrócił uwagę na to, że żużel jest coraz bardziej podobny do Formuły 1. Coraz mniej liczą się umiejętności zawodników, a coraz bardziej kasa i sprzęt. Nawet chyba podniósł znaczenie zaplecza technicznego w osiągnięciu sukcesu do 75 %.
Ja się z tym całkowicie zgadzam. Mamy coraz mniejsze szanse na reakcję podczas coraz szybszej jazdy na torze. Wszystkie pomysły, aby ograniczyć prędkość są torpedowane. Dziwi mnie to bardzo. Utrzymujemy jako kraj żużlowy świat, a nikt nie liczy się z naszym zdaniem. Zmierza to w bardzo niebezpiecznym dla nas kierunku. Były pomysły zmiany limitów dotyczących wagi motocykli, czy wielkości klocków tylnych opon. I nic dalej się z tym nie robi. Rafał Dobrucki ma wiele takich pomysłów i trzeba tylko się nad nimi pochylić. Zmiany w regulaminach wymuszają coraz większe obciążenia finansowe i cierpi na tym cała dyscyplina, czyli prezesi, zawodnicy i pośrednio też kibice, kiedy jest coraz więcej przerw w meczu spowodowanych upadkami. Dla fanów pewnie by było w efekcie lepiej gdyby bieg trwał nie 60, a na przykład 70 sekund.
Jakie zagraniczne kierunki obierasz w sezonie 2024?
Na razie mam kontrakt tylko w moim sprawdzonym klubie w Niemczech. W Szwecji i Danii nie ma „okienek” transferowych i nie trzeba się spieszyć z podpisaniem tam kontraktu. Zrobisz to znacznie przed rozpoczęciem sezonu, a potem się okazuje, że klub ma w kadrze 12 zawodników i możesz nie wystartować ani razu. Lepiej poczekać jak rozpocznie się naturalna selekcja i wtedy jak podpiszesz, to po to żeby jeździć, a nie czekać na telefon. Poczekamy, zobaczymy.
O ile wiem, to mieszkasz w Pawłowicach niedaleko Leszna. A to dość szczególne miejsce dla sportu żużlowego.
No tak, tutaj powstał mini tor na terenie byłego wysypiska śmieci. Przyjeżdżałem na rowerze popatrzeć jak trenują przyszli wielcy zawodnicy. Teraz o historii tego miejsca przypomina pamiątkowa tablica. Miejsce wyjątkowe i skłaniające do refleksji.
Udajecie się tu na spacery ze swoją narzeczoną Amelią?
Jak jest wolny czas, to czemu nie. Nie jest jakąś wielką fanką czarnego sportu, ale czasami przyjeżdża na moje mecze. Dobrze, że do Łodzi nie jest daleko. Dwie, trzy godziny i po zawodach będę u siebie.
Wkrótce wszystkie weekendy będą zajęte, czyli na wspólne dyskoteki i kebaba nie ma za bardzo co liczyć?
Teraz to mnie trafiłeś i zatopiłeś. Nienawidzę i kompletnie nie umiem tańczyć. Jak ustalimy termin wesela, to od razu zapiszę się na jakiś kurs, żeby nie było za dużego obciachu. Mięsa też raczej nie jadam. Pierś z kurczaka i frytki, to mój zestaw obowiązkowy. I na tym kończy się moja przyjaźń z mięsem. Od młodych lat moje kubki smakowe nie tolerują podrobów, wieprzowiny i wołowiny. Jakoś tak samo przyszło. Jak u bohaterki jednej z moich ulubionych bajek – Aparatki.
Czyli na wątróbkę z cebulką nie dasz się skusić?
Nie ma takiej możliwości. To by się mogło źle skończyć…
A chociaż piwo… oczywiście bezalkoholowe?
Też mnie nie namówisz. W trakcie sezonu nie przewiduję okazji do spożywania alkoholu
Nawet szampana jak wygramy?
Na razie nie ma okazji do picia szampana, więc nie ma o czym rozmawiać. Niech przyjdą naprawdę dobre wyniki, to wtedy możemy powrócić do tego tematu. Teraz skupmy się na treningach i przygotowaniach.


















