Tomasz Gapiński urodził się 8 lipca 1982 roku w Pile. Ma na swoim koncie m.in. siedem medali DMP (trzy złote, dwa srebrne, dwa brązowe), brązowy medal IMP (2015) i srebrny medal MPPK (2007). W 2023 roku pojechał w siedmiu meczach ligowych w barwach H. Skrzydlewska Orzeł Łódź i uzyskał średnią biegową 1,484 pkt. To był jeden z najsłabszych sezonów w jego bogatej karierze, a zamiast efektownych biegów kibice będą pamiętali ten fatalny i pechowy, siódmy z meczu z ROW Rybnik w Łodzi. Walka z Patrickiem Hansenem zakończyła się dla Gapińskiego upadkiem, uderzeniem w bandę i niezwykle długą listą urazów.
Tomek, ja muszę to zacytować, żeby uświadomić wszystkim w jakim byłeś stanie – „wieloodłamowe, przestawne złamanie nasady dalszej kości promieniowej lewej. Złamanie wyrostka rylcowatego kości łokciowej lewej. Wieloodłamowe złamanie podstawy i dolnej części trzonu V kości śródręcza prawego. Złamanie żebra siódmego lewego.” – koniec cytatu. Parę mniej poważnych urazów pomijam. Jak ty się pozbierałeś?
Tomasz Gapiński, zawodnik H. Skrzydlewska Orła Łódź: Sam się chwilami nad tym zastanawiam. Wiedziałem od razu, że się nie poddam i będę walczył o powrót na tor. Kolosalne znaczenie miało wsparcie Witolda Skrzydlewskiego. To dzięki prezesowi operacja została przeprowadzona błyskawicznie i potem codziennie pilnował, jak to wszystko przebiega. Każda godzina była wtedy ważna i decydowała o moim powrocie do sportu.
Teraz pewnie raz w tygodniu masz prześwietlenie, badania kontrolne i codziennie rehabilitacja?
Żartujesz?! Nic z tych rzeczy. Żadnych prześwietleń, rehabilitacja zakończona. Nasz trener, Michał Płachciński, nie mógł uwierzyć na zajęciach ju jitsu, jak sprawnie funkcjonują moje ręce. Na pamiątkę została płytka i osiem śrub w nadgarstku, ale w żadnym stopniu nie ogranicza to moich ruchów. Nie boję się powiedzieć, że jestem w pełni sprawny.
A psychicznie jak sobie radzisz? Nie ma blokady przy ściganiu i kontakcie z rywalem?
Też z całą odpowiedzialnością mówię, że nic takiego nie wchodzi w grę. Jestem sprawny i gotowy do walki o miejsce w składzie.
To już dokładnie wiem na czym polega twój dług wobec Witolda Skrzydlewskiego. Mówiłeś o nim bardzo często, deklarując pozostanie w Orle na następny sezon.
Dokładnie. Prezes się śmiał, że wziąłem kasę za przygotowanie do sezonu i prawie nie pojeździłem. Kiedy tylko była taka potrzeba, podstawiałem chłopakom swoje silniki, nie biorąc za to złotówki. Musieli tylko ewentualnie zapłacić za serwis. Bardzo źle się czułem, gdy nie mogłem pomóc drużynie. Czuję się współwinny za tak słaby wynik w sezonie 2023. Złożyło się na to wiele czynników. Lahti nie mógł się odnaleźć, jak jeden jechał, to drugi miał słabszy dzień, no i ten mój upadek na pewno odcisnął się negatywnie na drużynie. To dług także wobec kibiców z Łodzi. Zasługują na wiele więcej, niż mieli okazję oglądać w poprzednim sezonie. Wracając do zdrowia spytałem Witolda Skrzydlewskiego, czy będzie mnie widział w składzie na następny rok? Powiedział tak, co praktycznie zakończyło nasze negocjacje. Nie walczyłem o wyższe stawki, jakieś bonusy za przedłużenie kontraktu. Jestem człowiekiem honorowym i jak to często mówi prezes – „słowo jest u mnie droższe od pieniędzy”.
I wtedy pojawił się temat objęcia posady trenera?
Padła taka sugestia z ust prezesa. Hola, hola – odpowiedziałem – ja jeszcze chcę jeździć. Uważam, że nie da się tego pogodzić i temat szybko upadł. Oczywiście zawsze służę wsparciem i pomocą. Ale chcę jeździć i walczyć!
Prawdziwy bohater! A nie boisz się, że może zabraknąć dla ciebie miejsca w składzie?
A dlaczego mam się bać? Startujemy wszyscy z tego samego poziomu i czuję się na siłach „podjąć rękawicę”. Na pewno doświadczenie będzie moim atutem. Sprzęt gotowy, zdrowie dopisuje. Niech jadą najlepsi.
No i może się okazać, że krajowi zawodnicy będą lepsi niż obcokrajowcy i znajdzie się miejsce dla trzech polskich seniorów w składzie…
Oczywiście, że tak może być. Nie rozmawialiśmy o tym z Danielem i Oskarem, ale oni pewnie nie mają nic przeciwko temu. Ważne, żeby były wyniki i żeby kibice przychodzili nas wspierać, oglądając jednocześnie dobre mecze swojej drużyny.
Ja też uważam, że jesteś idealnym kandydatem na trenera. Masz podejście do młodych, bardzo się angażujesz i utożsamiasz z drużyną. Do tego jesteś bardzo kontaktowym człowiekiem. Nie słyszałem od nikogo narzekań na Gapińskiego.
Taki byłem i taki jestem. Ja za młodych lat też mogłem liczyć na wsparcie. Żona mówi, że nie potrafię usiedzieć pięć minut spokojnie na tyłku. Wszędzie mnie pełno. W domu ciągle majsterkuję, ulepszam, maluję…
Zaraz, zaraz…co robisz?! Malujesz?
Spokojnie, Picasso nie jestem. Mówię o takim malowaniu w sensie odnawiania, upiększania. Tak samo jest ze sprzętem żużlowym. Zawsze coś można poprawić, udoskonalić. I do tego żadnej pracy się nie boję.
Cytat z Ireny Kwiatkowskiej z „Czterdziestolatka” zupełnie przypadkowy? „Czterdzieści lat minęło, odeszło w cień, i nigdy już nie wróci, rób, co chcesz.”
„I chociaż czas pogania, śmiej się z tego drania, ciebie na wiele jeszcze stać…” Ale ja nie czuję się czterdziestolatkiem. Chce mi się ciągle walczyć, szarpać. Pamiętam jak kiedyś zamiatałem chodnik na ulicy i przechodził akurat kibic. Nie ukrywał olbrzymiego zaskoczenia, że taki znany żużlowiec sprząta. A co w tym złego? Praca jak każda inna. Ja szanuję wszystkich.
Muszę ci się do czegoś przyznać. Znamy się od wielu lat, a ja dopiero teraz wyczytałem, że startowałeś w cyklu Grand Prix. Co więcej, wywalczyłeś nawet jeden punkt. Kto miał defekt?
Ale ty jesteś złośliwy! Nikt nie miał defektu. Byłem dwa lata z rzędu rezerwowym podczas Grand Prix Europy we Wrocławiu. w 2006 roku nie wyjechałem ani razu. Rok później objechałem Antonio Lindbaecka. Miałem w zasięgu Jarka Hampela, ale ówczesny trener klubowy, Marek Cieślak, powstrzymał mnie przed wyprzedzaniem walczącego o wysokie lokaty rodaka. Fajne wspomnienia.
Przez tyle lat kariery trochę kasy pewnie zostało odłożone na „białą godzinę”. Starczy na przeprowadzkę do Łodzi?
Na razie myślę o ewentualnych przenosinach do Piły. Mieszkam w Krzyżu i patrząc na szybkie dojrzewanie syna i córki, to pewnie by dla nich było dobre rozwiązanie. A co do tej kasy, może jakbym odzyskał wszystkie zarobione pieniądze, to coś by się dało odłożyć. Często zawodnicy narzekają na zaległości w Polsce. Ja już nie odzyskam sporych kwot, zarobionych podczas startów w Szwecji. Razem aż trzy zespoły z tego kraju do tej pory nie uregulowały ze mną tych spraw. I pewnie się na to nie doczekam.
Czyli kierunek szwedzki nie leży w sferze twoich zainteresowań?
Były jakieś negocjacje, ale warunki są tak kiepskie, że szkoda mojego zdrowia i zaangażowania. Taki wyjazd to praktycznie trzy dni wycięte z tygodnia. A zysk minimalny. Za te pieniądze niech się szarpią młodzi, potrzebujący jak najwięcej jazdy i nie liczący się z kosztami.
A tobie zostają piękne wspomnienia z Ostrowa, gdzie podobno sponsor kupował wam nowe silniki i podstawiał je na mecze po kolejnych serwisach, o które nie musieliście się kompletnie martwić.
Część kwoty za podpisanie kontraktu rozliczana była w ten sposób. To był duży luz psychiczny, bo nie musieliśmy się martwić o płynność finansową wypłat w klubie. Mieliśmy zagwarantowany sprzęt po remontach od sponsora, choć czasami w kasie klubowej brakowało funduszy. Nie martwiłem się o budżet, czy o to, jak zdobyć kasę na części. Wiele zawdzięczam właścicielom firmy sprzedającej samochody. Wyciągnęli do mnie rękę, gdy w Pile myślałem o zakończeniu kariery. Muszę przyznać, że mam ostatnio szczęście do solidnych i dobrych partnerów.
Pogoda trochę utrudnia wam przygotowania do sezonu. Zgrupowanie z jazdą na motocrossie przełożone na następny tydzień. To dla ciebie duży problem?
Muszę szczerze przyznać, że jest mi to bardzo na rękę. Miałem już wcześniej zaklepany w tym czasie przez kolegę z „Pista En La Isla” wyjazd do Hiszpanii i mogę go spokojnie realizować bez opuszczania drużyny.
Chcesz powiedzieć, że jesteś teraz w Hiszpanii? A co z przygotowaniami do sezonu?
Wszystko pod kontrolą. Jestem w Maspalomas na Gran Canarii. Temperatura 30 stopni, a ja codziennie dbam o formę jeżdżąc na rowerze. Dzisiaj zrobiłem 56 km w terenie o przewyższeniu ponad 800 metrów. Mam do dyspozycji także plenerową siłownię. Dzielę czas między rodzinę i treningi.
To był trochę śpiewany wywiad, więc na koniec zanucę sobie – „czemu nas tam nie ma, gdzie się wszystkie sny spełniają…”
Panie muzyk…”Trzeba spać, żeby rano wstać…” Do zobaczenia na torze w Łodzi. To będzie dla mnie wyjątkowy sezon, bo mam coś do udowodnienia i spłacenia. Wierzę, że ze wsparciem kibiców uda mi się to zrealizować.


















